Ps 22:16-19


Pokazowy proces życiowy trwa i będzie nadal trwać tak w najlepsze. Spektakl,  którego nie wypada opuszczać. Nasz własny pogrzeb on-line. Krwawa wizytacja niebios – w nasze martwe, wymyte odwłoki wtłaczani niechciani ludzie, następnie wtłaczane niechciane zdarzenia, następnie wtłaczane niechciane słowa. A więc pielęgnujmy ten ból podczas emisji dwutlenku węgla, następnie podczas emisji papierów wartościowych, i wreszcie –  podczas emisji „M jak miłość”. Albo idź tam i im wszystkim powiedz, że my też tak potrafimy być szczęśliwi. I że bardzo się staramy...
Minuta po sekundzie kontrolujemy nasze cielesne wewnętrzne narody, subkultury bakterii i mini-cywilizacje śmierci. Nosimy się z sobą jak z ciążą urojoną. Zbieramy dowcipy, uczymy się ładnie odzywać i zachowywać – kiedyś komuś coś tam pokażemy. Dufni, robimy z siebie niezawinionych durni i dumni odbieramy potem za to zasłużone profity. Naszym błędem jest jednak nie wkalkulowana w pogodną bezczynność pleśń czynności życiowych odłożonych na później. To między myślą a działaniem kwitnie mur organów i gruczołów dokrewnych. To kilka skundlonych chwil. To jak ucieczka z pędzącego miasta: postacie czwórkami suną ku legowisku, wszyscy kostnieją a na wieczór przed snem –  upojenie. Pogubiona postać bezładnie szyk zatacza. Nikt nie widzi odpadających gwiazd.

Jeśli jest kilka dróg wypracowanych przez środki masowego ukazu, to może niepotrzebnie mamy odmienne imiona i nazwiska? W końcu i tak wszyscy dążymy do jednego. Drogi osiągania celu gwarantują swoim podopiecznym, że na końcu tunelu jest iskra światła. Podobno mamy jeszcze szansę na przełamanie ciemności, ale nie o tym piszą gazety, i nie o tym rozmawiają politycy. My również nie. Bo jeśli te wszystkie ścieżki opatrzności służą tylko minimalizacji lęku wywołanego przez groźbę cierpienia i cierpienia wywołanego groźbą lęku, to poczekalnia staje się salą operacyjną. Doktor przyjmuje pojedynczo, ale robi to dosyć wolno, tak wolno, że życia nie starcza, aby być opatrzonym. Kolejka idzie do przodu i czasem można załapać się na miejsca siedzące, ale wtedy zawsze po chwili trzeba iść dalej. Nic nigdy do nas nie wraca.
Przede wszystkim więc musimy czekać. Wszystko, co ujrzy światło dzienne i ukaże się twoim oczom, jest dobre. Nie wychodź z domu, ani nie podejmuj akcji, które nie są absolutnie konieczne. Działania, które poprawiają twoją pozycję, zaokrąglają kontury są z natury potrzebne i wskazane. Wszystko masz pod nosem, lecz nie pod ręką. Nie wzbudzaj sensacji ani paniki. Jedyne co musisz zrobić, to pogodzić się z tym, że masz wszystko... i wszystkiego dość.
Pamiętaj także, że to nie serce bije dla ciebie, ale ty bijesz krwią w serce. Nie  ty wdychasz powietrze, ale powietrze wdycha ciebie przez płuca. Nie ty ruszasz kończynami, ale kończyny ruszają tobą. Nie ucho słyszy dla ciebie, ale ty dla ucha słyszysz siebie. I nie oko widzi dla ciebie, ale ty dla oka. Bo jest serce serc, które czasem uderza do mózgu i jest płuco płuc co przetacza dni przez kalendarz. I jest ucho uszu co słyszy twój słuch i jest oko oczu co widzi twój wzrok.