Biada nam, wierzycielom, których medialne koncerny strąciły
do pstrokatego Szeolu! Martwi się żywią, żywi się martwią. Martwi dla żywych,
żywi dla martwych. Biada nam, szczęśliwcom, którzy dumnie toczymy swe kulki kału,
pędząc za bimbrem, rozbebeszając podprogową samotność w hipnotycznie rozkołysaną
melorecytację sit-comowych dialogów. Ekstatyczna pustka wypróżnia się w nasze
spracowane dłonie oraz sprasowane w ambicje marzenia i podkasuje przemoczone od
przelewów rękawy. Nasza znajomość schematów, rozzuta z wyrzutów buta wypełnianych
pięciolatek, jak kamień z serca zataczający się pod górę – oto wdzięczna i
szczytna syzygia naszych szczytnych walkowerów. Nikt już na tym zamaskowanym
balu nie zrobi nas w balona, gdy każdy sprężysty krok uruchamia całą uduchowioną
feerię brzęków. Uderz w nas, a bilon się odezwie.
Symulacja
zaangażowania w eksplorację technik modulacyjnych paradygmatu istnienia okazuje
się jedynie kolejną eksploatacją przebrzmiałych kolein drugoplanowych ról
rozpuszczonych w wodnistym roztworze kariery. W końcu ów zuchwała świadomość
podejmowania decyzji w żaden sposób nie wpływa na podejmowane działania, jest
ledwie tajnym raportem – do wglądu dla potencjalnych inwestorów – z toczących
się współcześnie dyskursów; kto prędzej to poskłada do kupy, ten szybciej wdrapie
się na szczyt kolejnego uniesienia. A potem znów się stoczy w pogodne oczekiwanie
na ponowny napływ kapitału przetykany leniwą konsumpcją dóbr materialnych i
duchowych.
Baal Anonim, Dwustronna autostymulacja ogólnorozwojowego
cyklu miesiączkowego. Zagrożenia i nadzieje