nie dziela

Najgorsze rzeczy dzieją się z nami w niedzielne słoneczne poranki. Jest bo taki czas, gdy świat ukazuje się naszym oczom taki, jaki w rzeczywistości jest: niepojęty. Niedzielne poranki i te stracone ulice, po których kręcą się niedzielni kierowcy. Niedzielne poranki i życie wlokące się daleko za nami, podczas gdy my przechodzimy park wzdłuż i wszerz. Po co to robimy? Mamy taki czas? Nie wierzę. To jest coś głębszego, to coś co siedzi nam na głowie. Nasze sprawy kurczą się wtedy i schodzą na nasze barki. Mówią nam: skręć w tę aleję (którą?), zrób taką minę (jaką?), powiedz to (co?). My tu słuchamy, głowimy się, ale: o co chodzi? To ten dzień? Niedziela? Nie wierzę. A jednak, a jednak jest niedziela i nasze pytania są tak głośne, że wypełniają cały świat, nawet jeśli są tak diabelsko ciche, jak powolne pierdnięcie na urodzinach naszych matek.

Przecież jest niedziela i nic się nie dzieje. Dlaczego nie interweniuje policja? Co takiego jest w tym pozornie niepozornym widoku, że nokautuje ich wszystkich. Nic się nie dzieje. Są ptaki i aniołowie puszczają dymek. Są ptaki i kłębiaste nikotynowe obłoki przelatują nad miastem. Czasem przystają i się na nas gapią. Zwalają się na nas jak zwały tłuszczu. Zawieszają się jak zdezelowany system operacyjny. Spoko, nic się nie dzieje (niech to trwa, niech to trwa?).

Ławki przysiadają się do nas, pytają o posiedzenia rad nadzorczych, udzielają nam rad dotyczących odsiadek i strajkujących położnych (może by je zwolnić). Ale ławki. Ale ławki nudzą nas, więc idziemy na lody, wszystko nas nudzi, więc idziemy na lody. Dzieci krzyczą, włosy się sypią siwizną, a my wzruszamy nasze ramiona do łez. Dzieci krzyczą, dzieci drą się. Chmury również. Ich strzępy otulają nas milczeniem. To zaiste jest Boży dzień, wtedy Bóg objawia nam swoja teologię negatywną, Bóg tak już ma. W końcu jest niedziela i nigdy nie było tak mało akcji, tak mało opcji. Wszystkiego jest tu tak mało, że prawie nie ma „nie ma”. Jak tak może być? No weź to i wytrzymaj. Nie zdzierżyć.

W końcu jest niedziela i kolejna msza święta pożera poprzednią. Zresztą wszystko jest dzisiaj święte. Zwłaszcza spokój. Tylko ten głód, ten głód nie chce zblaknąć. Myśli się o tym, by o tym nie myśleć. Nic nie chce zblaknąć. Głód wypełnia ten świat, Niedziela, słusznie prawią prawicowcy, jest pierwszym dniem tygodnia. Po takim dniu, chce się tworzyć świat, nawet 6 miliardów takich, nie ma z tym problemu. Problem w tym, że dzisiaj wszystkie czyny są nieczynne. Wszystko odwołane, nie ma się na co powołać. Przepraszam, czy jedzie z nami świat?