Światy alternatywne, światy rozproszone

 

By przetrwać, nikt i nic mnie nie potrzebuje - zwłaszcza ja sam. Przecież widzę i odczuwam tylko siebie, wiem, że każda myśl, która pojawia się znikąd (na pewno nie ode mnie pochodzi), jest obowiązującą mnie i tylko mnie. I cały świat jest myślą moją o nim samym. Być znaczy postrzegać – postrzegać znaczy być. Kierunek nieistotny, obecność obowiązkowa. 

I inni ludzie którzy istnieją tylko w mojej głowie, mówią mi, że są inne światy. Istnieje miasto Gdańsk i w tym Gdańsku też rodzą się i umierają ludzie, tam również istnieje zło i dobro.. i cała reszta. Wszystko to rodzi i żywi się w mojej głowie. Świat jest wężem pochłaniającym własny ogon. Oczywiście „głowa” jest tylko prostacką przestrzenną metaforą. Przestrzeń istnieje tylko w języku. Podobnie jak cała reszta. 
 
Bóg jest pasożytem. Całe życie pochodzi od Niego i każde zdarzenie ma swoje głęboko ukryte znaczenie, nad którym nie trzeba się zastanawiać, bo Bóg oprowadza nas za rękę po czasie i świecie w nim. Wtedy każde cierpienie nas wzbogaca, bo znosimy je dla Boga. Wszystko jest dobre i potrzebne. Wszystko jest prawdziwe. Całe życie składa się w słowa modlitwy. Miłość i Dobro jest jego melodią.... 

Świat powstał w wyniku uogólnienia. Istnieją tylko słowa. Życie objawia się w recytowaniu.
 
Nigdzie nie jest lepiej, bo nigdzie nie jest inaczej, bo inne inaczej nie istnieje niż jako jedno-i-to-samo inaczej. Więc o jakiej inności tu mówimy? Jeżeli słyszę, że ktoś coś ma, to muszę też wiedzieć, że tego nie da się przenieść do kogoś innego, by wszystko było tak samo, jak teraz, gdy to słyszę. 

Mówienie o ludziach nigdy ich nie dotyka. Chyba że na poziomie prymitywnych plotek, gdzie w końcu najważniejsza jest fabuła, a nie istota rzeczy. Jesteśmy daleko, daleko od siebie, o ile wzajemnie jesteśmy, a nie tylko jedno z nas. Nie będziemy tego sprawdzać: dwie linie równoległe nie łączą się nigdy.